6.11.2015

Kilka myśli

31.10.2015 nad Polską przeleciał meteor (czy tam bolid). 
Leżę sobie spokojnie, patrzę w okno. Zrobiło się niebiesko, zobaczyłem coś, lecące z północnego wschodu na północny zachód. Oprócz mnie nikt w domu tego nie widział. Domyśliłem się, że to nie fajerwerki (jeszcze takich nie widziałem, poza tym leciało to zbyt płasko). Pomyślałem, że może jakiś samolot się zapalił. Puls zaczął przyspieszać. Wszedłem od razu na wykop.pl i ze zdziwieniem zobaczyłem, że widzieli to ludzie z całej Polski. Niektórzy pisali, że może ma to coś wspólnego z asteroidą, odkrytą kilka tygodni temu. Poczytałem trochę o niej i przestraszyłem się. Jeśli rzeczywiście naukowcy się pomylili i asteroida dotarła na ziemię, mogła wyrządzić ogromne szkody. Dopiero po jakichś dwudziestu minutach wszystko zaczęło wskazywać na to, że to bolid krzywdy nie zrobi. Ja jednak ten rozbłysk miałem ciągle przed oczami i nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś podobnego.
Żyjąc te 20 lat na ziemi, przyzwyczaiłem się, że co rano wschodzi słońce, dające światło cały dzień. W nocy jest ciemno, świeci księżyc, widać trochę gwiazd. Co jakiś czas pod niebem przeleci samolot, helikopter. Ale rozbłysk bolidu sprawił, że teraz, po kilku dniach, patrząc w niebo mam wrażenie, że za chwilę dojdzie do kolejnego przelotu meteoru, choć rozum podpowiada, że na kolejne takie zjawisko mogę znowu czekać 20 lat. Zjawisko było niesamowicie spektakularne, lecz mało kto je widział. Wystarczyło siedzieć tyłem do okna, i z widoku nici. Trwało to tak krótko, a zostawiło tyle przemyśleń.
Ostatnio podobne uczucie miałem obserwując na livesports.pl wyczyny Lewandowskiego w meczu z Wolfsburgiem. Jedna bramka, druga bramka, trzecia bramka, czwarta bramka - miałem wrażenie, że to się nie skończy, choć rachunek prawdopodobieństwa podpowiadałby, że to raczej niemożliwe. Ale gdy przekraczamy ten próg niewiarygodnego, gdy zdarza się coś całkowicie odmiennego niż to co było zawsze, nagle wszystko wydaje się możliwe, i to że meteory będą latały co minutę, i to że Lewy strzeli 20 bramek w jednym meczu. Choć oczywiście w obu przypadkach wszystko wróciło do normy, to nikt nie zabierze tych wspomnień.
W obu przypadkach, to co się działo nie zależało ode mnie. To jest też ważne, ale myśl rozwinę wkrótce.
W ogóle ta notka wygląda pewnie na bardzo nieuporządkowaną. Ale myślę, że dobrze komponuje się (będzie komponować się) z moimi kolejnymi przemyśleniami, które zapowiedziałem jako "Dalsze poszukiwania". Lewy i meteor dali mi kolejne punkty zaczepienia do tych nowych notek. Czekajcie!







2 komentarze:

  1. Wpis z Twoimi przemyśleniami bardzo dobry, mi się podoba bo przeczytałem do końca i stwierdzę że warto czytać do końca, a nie po temacie rezygnować. Dałeś mi szansę zabrać się na twoje miejsce czytając wpis miałem wrażenie, że jestem na Twoim miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz naprawdę świetne teksty. Jako matematyczny maniak uwielbiam czytać przemyślenia osoby równie zakręconej :)

    OdpowiedzUsuń