31.10.2015 nad Polską przeleciał meteor (czy tam bolid).
Leżę sobie spokojnie, patrzę w okno. Zrobiło się niebiesko, zobaczyłem coś,
lecące z północnego wschodu na północny zachód. Oprócz mnie nikt w domu tego
nie widział. Domyśliłem się, że to nie fajerwerki (jeszcze takich nie
widziałem, poza tym leciało to zbyt płasko). Pomyślałem, że może jakiś samolot
się zapalił. Puls zaczął przyspieszać. Wszedłem od razu na wykop.pl i ze
zdziwieniem zobaczyłem, że widzieli to ludzie z całej Polski. Niektórzy pisali,
że może ma to coś wspólnego z asteroidą, odkrytą kilka tygodni temu. Poczytałem
trochę o niej i przestraszyłem się. Jeśli rzeczywiście naukowcy się pomylili i
asteroida dotarła na ziemię, mogła wyrządzić ogromne szkody. Dopiero po jakichś
dwudziestu minutach wszystko zaczęło wskazywać na to, że to bolid krzywdy nie zrobi. Ja jednak ten rozbłysk miałem ciągle przed oczami i nie
wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś
podobnego.
Żyjąc te 20 lat na ziemi, przyzwyczaiłem się, że co rano wschodzi słońce,
dające światło cały dzień. W nocy jest ciemno, świeci księżyc, widać trochę
gwiazd. Co jakiś czas pod niebem przeleci samolot, helikopter. Ale rozbłysk
bolidu sprawił, że teraz, po kilku dniach, patrząc w niebo mam wrażenie, że za
chwilę dojdzie do kolejnego przelotu meteoru, choć rozum podpowiada, że na
kolejne takie zjawisko mogę znowu czekać 20 lat. Zjawisko było niesamowicie
spektakularne, lecz mało kto je widział. Wystarczyło siedzieć tyłem do okna, i
z widoku nici. Trwało to tak krótko, a zostawiło tyle przemyśleń.
Ostatnio podobne uczucie miałem obserwując na livesports.pl wyczyny Lewandowskiego
w meczu z Wolfsburgiem. Jedna bramka, druga bramka, trzecia bramka, czwarta
bramka - miałem wrażenie, że to się nie skończy, choć rachunek
prawdopodobieństwa podpowiadałby, że to raczej niemożliwe. Ale gdy przekraczamy
ten próg niewiarygodnego, gdy zdarza się
coś całkowicie odmiennego niż to co było zawsze, nagle wszystko wydaje się
możliwe, i to że meteory będą latały co minutę, i to że Lewy strzeli 20 bramek
w jednym meczu. Choć oczywiście w obu przypadkach wszystko wróciło do normy, to
nikt nie zabierze tych wspomnień.
W obu przypadkach, to co się działo nie zależało ode mnie. To jest też
ważne, ale myśl rozwinę wkrótce.
W ogóle ta notka wygląda pewnie na bardzo nieuporządkowaną. Ale myślę, że
dobrze komponuje się (będzie komponować się) z moimi kolejnymi przemyśleniami,
które zapowiedziałem jako "Dalsze poszukiwania". Lewy i meteor dali
mi kolejne punkty zaczepienia do tych nowych notek. Czekajcie!